Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/190

Ta strona została przepisana.



II.

Długi, bielony wapnem korytarz. — Przez wielkie okna jednej ze ścian wpadają słupy bladego światła bez cieni i barw. Brutalnie odrzynają się na nich czarne krzyże grubych krat. Szyby ślepe, karbowane, pozbawione widoku, zieją martwotą i chłodem zimnych tafli lodowych. Po drugiej stronie korytarza rzęd drzwi czarnych, zamczystych a w końcu korytarza mała, tajemnicza, mocno zawarta furteczka. Zastałe powietrze przesyca przykry odór szpitala i koszar. Czuć wszędzie ludzi, a jednak nic nie słychać w grobowej niemal ciszy...
Zaremba mimowoli podciągnął wyżej dźwigane łańcuchy i stąpał nieśmiało wśród idących na palcach dozorców. Ale trwało to krótko. Wyczulony w więzieniach słuch jego uchwycił za niektóremi drzwiami jakby słabe echo, jakby stalowy oddźwięk łoskotu jego wła-