małe, ślepe okienko, mocno zakratowane, ze ściąłem ukośnie podokniem.
W dole błyszcząca, czarna, asfaltowa posadzka. U ściany żelazna klapa — stół, a obok poniżej żelazna klapa — stołek. Dalej ku oknu pod tą samą ścianą żelazna prycza — łóżko, też klapa podniesiona i zamknięta na klucz. U przeciwnej ściany w rogu koło drzwi, pod kranem wodociągu czarna koncha umywalni z grubego, wewnątrz biało polewanego surowca. A w samym rogu na podłodze blaszane wiadro z pokrywą...
Nic więcej!
Obejrzał wszystko jednym rzutem oka.
Aha! Na ścianie nad łożem, na zakurzonej brudnej tekturze więzienne prawidła...
Podszedł i zaczął czytać. Długa litania rzeczy wzbronionych...
Wzburzenie ucichło. Przykra słabość szła od kolan po mięśniach i stawach. Puszczone poraz wtóry kajdany z brzękiem upadły na podłogę. Ciągnąc je za sobą, postąpił kroków kilka ku stołkowi. Jednocześnie trzasnęła we drzwiach zasówka »judasza« i w otworze zaszkliło się oko.
Patrzał chwilę w to oko i myślał.
— Tak będzie... Nie, nie!... Nie trzeba... Nie teraz... Mam czas!... Trzeba się zagospodarować!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/192
Ta strona została przepisana.