— A to co nowego? Wstawaj! Nie wolno! — krzyknął nań niezadługo przez okienko dozorca.
Zaremba nie ruszał się.
— Słyszałeś!? Zaraz wstawaj, a nie to powiem dyrektorowi!... My tu mamy na takich sposoby! Tylko przybył, już... nieporządki!... Widzisz go!?
— Więzień ani drgnął. Wtedy dozorca wszedł do celi i kopnął go nogą.
— Wstawaj!... W nocy spać będziesz... Wstawaj! nie wolno!
Zaremba ciężko się dźwignął.
— Czego mię kopiesz? Nie waż się!...
— A nie kładź się, kiedy nie wolno! Mogę z tobą i nie to zrobić!
— Kiedy jeść mi dacie?
— Kiedy ci się będzie należało!
— Jak śmiesz tak mówić do mnie?
— Mówię jak mi kazano! Coś ty za jeden? Patrzcie go!... Tutaj cię rychło... u-tempe-ru-ją!... Też... paan! Pa-no-wie!... Skończyło się wasze panowanie! — mruczał dozorca, zamykając przezornie drzwi.
Zaremba pozostał na ziemi, w półleżącej postawie oparty o ścianę. Patrzał na swe nogi oplątane zwojami łańcuchów, na przerażające mury tak już dobrze znane, na obrzydliwe
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/195
Ta strona została przepisana.