dział w dawnej pozie przy siole. »Judasz« otworzył się na chwilę, ale ciężki ceber na kółkach potoczył się dalej i jedynie nęcący zapach ciepłego kapuśniaku uderzył drażniąco o wygłodzone zmysły więźnia.
Osłabnął, ciało mu zmiękło, głowę jeszcze niżej pochylił nad stołem i zamknął oczy.
— Na co to komu? Po co?! Prześladują, dręczą małostkowo... Jego, co rzucał pioruny pod nogi władców świata i samą ziemię ważył się na inne pchać tory!... Niedorzeczna, niepojęta i marna zemsta!... Przecież nie jest już niebezpiecznym, na Boga!... Chyba, że chcą zgiąć go, złamać, aby wywieść jego samego, wraz z jego umiłowaniem na pośmiewisko ludów... Nie doczekanie ich!... Upiór jego nie będzie straszył małodusznych... Przenigdy!... Owszem, będzie niebezpiecznym... bo gdy wyjdzie — tą samą pójdzie drogą!... A wyjdzie, wyjdzie!... Zatai się, a wyjdzie!... Daremnie chcą go zamordować ukłuciami śpilek!... To się nie uda!... Nie... Zobaczymy!
Bo pająk mędrzec, gdy mu sieć zmiotą,
W błahej rozpaczy się nie rozleni,
Ale ze złotych serca promieni
Znowu wysnuje rzeczywistość złotą...
Przypomniał sobie dawno gdzieś wyczytany wiersz.