Ta strona została przepisana.
— Nie chcecie!... A niech was dyabli!...
Usiadł spokojnie na ławeczce przy wejściu i nasłuchiwał tylko, czy kto nie idzie ze dworu.
W tej chwili w celi Zaremby, w rurze ogrzewalnej zabrzęczało stukanie, cichutkie, jak szelest komarowych skrzydeł.
Zaremba nadstawił uszu.
— Kto?... k-t-o? k-t-o?! — pytał stuk uporczywie.
Zaremba nie mógł jednak odpowiedzieć, gdyż zrobiona przezeń do stukania kulka chleba jeszcze nie wyschła i w dodatku dozorca zerwał się z ławki i znowu krążył podejrzliwie pod jego drzwiami.