wysokich toczonych nogach, a w rogu wznosiła się półokrągła »górka«, pełna długich cybuchów wiśniowych i fajek najrozmaitszych rozmiarów i kształtów... Niezmiernie lubił je oglądać, gdyż były wśród nich ślicznie rzeźbione, głowy tureckie jak żywe z krzywymi nosami lub murzyńskie z białemi oczyma...
Na dole stała skrzyneczka mozajkowa z żółtym, pachnącym tytoniem, dokąd udawało mu się tylko zaglądać ukradkiem...
Był tam pośrodku głównej ściany obszerny, czarny jak paszcza wielkoluda komin, w którym zimą wesoło buzował się ogień, aż z hukiem pękały grube, rude brewiona, rozsypując się na rubinowy żar... Wtedy ojciec, wspaniały mężczyzna z sumiastymi wąsami, siedząc w wielkim fotelu, w obłokach tytuniowego dymu huśtał go nieraz na nodze i nucił półgłosem:
Zawierucha śniegiem bucha,
Na kominku dmie...
Puszczam sobie dym z cybucha...
...Pamięta również wybornie czeladną — dużą, sklepioną izbę z długimi stolami »na krzyżakach« i takiemiż ławami dokoła... Wymykał się tam nieraz rankami i stara klucznica, ukochana Puchała, raczyła go gorącym buracza-