Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/215

Ta strona została przepisana.

modrzewie; gdzie kędzierzawe klony, wiązy i jawory szeleściły tajemniczo chwiejnymi listkami; gdzie grabina sklepiła się szmaragdową arkadą nad długą aleją... Pamiętał las leszczyny, nieprzebytej i giętkiej jak bambusowa »dżungla«... Pamiętał wspieniony kwieciem gaj jaśminowy, gdzie zbieg wszelki, uchodząc pościgu, łatwe znajdował »asylum«... Ten gaj rósł bardzo dogodnie, niedaleko szklannych drzwi salonu...
Ale pewniejsze schronisko istniało w głębi ogrodu, w pobliżu wału, gdzie ciernie, berberys, kruszyna, dereń, spowite gęsto jerzyną, dzikiem winem, chmielem tworzyły chaszcz nieprzebyty... Tam chował się nieraz, przeskrobawszy coś w domu i nie odzywał długo, choć słyszał trwożne głosy i nawoływania, hukające po sadzie...
Brat mleczny, ogrodniczek Franus, żywił go wtedy marchwią, rzepą i jabłkami...
...Albo pasieka z rzędem popielatych pni wyciągniętych sznurem pod wygiętemi czapkami, niby dawni żołnierze w jednakowych mundurach lub mnichy... Albo sad owocowy, biały na wiosnę od kwiecia, jak od spadłego śniegu, a ciepły, woniejący jak rajski ogrojec... Albo sadzawka za lamusem, za ogrodem, koło murowanej gorzelni... co za przedziwne i zajmujące bywały tam żaby?... Co