Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/220

Ta strona została przepisana.



V.

Wzrokiem błądząc po celi, wykrył pod oknem pająka i żywo ruszył zaraz w tę stronę, podtrzymując nieznośnie kajdany.
— Zawsze się coś znajdzie... Tylko nie trzeba chwytać gwiazd z nieba!
Żółtawej barwy, brunatno nakrapiany »towarzysz« siedział w maluchnej matni pośrodku swej sieci i bacznie patrzał przed siebie wypukłemi jak łebki szpilek oczkami.
Gdy Zaremba nachylił ku niemu twarz, drapieżnik zląkł się, podkurczył pod siebie nogi i biały od spodu jak ziarnko grochu odwłok wcisnął głębiej w woreczek pajęczy.
— Trzeba go do siebie przyuczyć, ułaskawić!... — rozważał więzień, nie przestając badać najdrobniejszych szczegółów ubarwienia, kształtu organów i budowy sieci odkrytego współmieszkańca.
Następnie począł Zaremba polować na