— Moi kochani... Ludzie potracili palce u nóg i rąk od szkorbutu, powypadały im zęby, jeść nie mogą... a nie doszli do takiej jak wy rozpaczy... nie wyrabiają takich breweryi... Pamiętajcie, że każdy wasz postępek odbija się na innych...
Umilkł zawstydzony.
— Kto stracił nogę?... Kto jeść nie może od szkorbutu? — pytał chwilę potem łagodnie, skruszony i przejęty...
Pankracy wystukiwał mu cierpliwie długą litanię przeżytych w tych kazamatach męczarni...
— Przedewszystkiem nie rozpaczać, nie dręczyć się i nie... rozmarzać... Czyż na wolności nie dzieje się to samo? Czyż na każdego nie czyha niewiadomy mu los, choroba, śmierć?
— Tam można o tem nie myśleć...
— I tutaj można... Poczekaj, gdy zdobędziemy skórznie i spacery, zażądamy książek...
— Acha, stopniowanie, oportunizm!... Rozumiem! Ale ja należałem zawsze do krańcowych...
— Śmieszną przecie rzeczą byłoby żądać od nich wolności... uwolnienia! Tego Herod zrobić nie może!
— W takim razie nie żądać nic!
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/232
Ta strona została przepisana.