Ta strona została przepisana.
VI.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
— Ubierz się i chodź!
Zaremba drżącemi rękami wciągnął na ramiona szary szynel i włożył czapkę. Domyślił się, że wiodą go nareszcie na spacer. Czekał tego, lecz było to w jego mogilnym letargu tak wielkiem zdarzeniem, iż nie mógł opanować wzruszenia i drżał jak w febrze. Znów przeszedł jak przed paru miesiącami białawym korytarzem obok szeregu chmurnych wnęków i zamczystych drzwi, cicho brzęcząc umiejętnie już podciągniętymi kajdanami. Czytał przelotnie numery nad drzwiami i migały przed nim niektóre znane mu z fotografii twarze zamkniętych za niemi. W niektórych celach cicho pobrzękiwały łańcuchy. W jednej okropny, suchy kaszel zakończył się bolesnym jękiem. Gdzieś, niewiadomo gdzie stukanie,