Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/241

Ta strona została przepisana.

Głuche milczenie.
I przywidziało sit; na chwilę Zarembie, że dostrzega za ścianą bladego więźnia z ogoloną twarzą i głową, jak utkwił w mur błyszczące, pełne nienawiści oczy. Odszedł i nie odzywał się już na wołanie Pankracego... Słyszał tylko jak w dali stukali do siebie inni więźniowie:
— ...Otrząsnąć się trzeba, otrząsnąć z przygnębienia... Walczyć, inaczej wszyscy zginiemy...
— ...A czy ma który nadzieję, iż stąd wyjdzie?...
— Walczyć, walczyć! — szeptał wzburzony młodzieniec. Chodził podrażniony, że nie może się do chóru towarzyszy przyłączyć i przejęty jednocześnie bezmierną litością dla miłującego milczenia, dręczonego stukaniem sąsiada. Podszedł do pająka, którego dawno już nie karmił, nie pieścił i wziął go na rękę... Owad, jakgdyby obrażony, cofał się i kulił. Z niechęcią odrzucił go z powrotem na pajęczynę. Odwrócił się, oparł czoło o wilgotny, zimny mur i zamyślił, zamyślił, o... niedawnem jasnem widziadle.
— ...Minęło... Nigdy nie wróci... Dla innych kwitną kwiaty... My gnojem jesteśmy... mierzwą przyszłości... Ci, co po nas przyjdą będą już wolni i radośni!...