Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/246

Ta strona została przepisana.

słychać było na korytarzu... Czasem przeleciał jeno do jęku podobny brzęk kajdan poruszonych we śnie...
Legł z pulsującemi skroniami... Lęk, niepokój i słodycz okrutna rozrywały mu w piersiach serce, pełne po brzegi spiekłej krwi... Szczękał zębami i zmartwiałemi oczyma wpatrywał się w bielmo okna, wyczekując świtu... ulgi... zmiany... dnia...