jeden... Zostanie tu pewnie na długo... na zawsze!?... Kto im zabroni!?... A co robią tamci?.. Co robią tamci!?... Nic nie słychać!...
Opadły go roje myśli gorzkich i niegodnych. Bronił się im, odganiał precz jak sforę dokuczliwą kundysów. Aż wpadł na »Hamleta« i słowo po słowie zaszeptał:
»Kto tu?
Nie, pierwej sam mi odpowiedz!...
Stój, wymień hasło!
Niecił Bóg broni króla...
Bernardo?
Ten sam...«
Cudny poemat był mu osłodą i ucieczką... Był mu puklerzem, zbroją twardą i niespożytą... Był mu druhem miłym, co wiódł go nieczułym przez boleści i marności czasu bieżącego... Był mu podporą, był ostrym mieczem, którego rękojeści nikt mu wydrzeć nie zdoła... Chyba sam złamie go lub ukróci!...
Wzdrygnął się. Mglisty cień »sąsiada« przesunął się w pomroce
»Już rzeczy moje zniesiono na pokład:
Bądź zdrowa, siostro! A gdy wiatr przyjaźnie
Zadmie od brzegu i który z okrętów
Zdejmie kotwicę, nie zasypiaj wtedy,
Lecz donoś mi o sobie...
Wątpisz o tem?