nej... temu, co panią rwie, co panią nęci... jeżeli nęci panią cokolwiek!? — dodał ostrożnie i z odcieniem smutku.
— Niech pani ma odwagę być... łąką... kwiatem, wietrzykiem wolnym... słońcem darzącem rozkoszą! Niech życie kroplami błogich chwil rozpływa się w oceanie niebytu... Trwanie jednostki jest małą kropelką...
Urwał zawstydzony banalnością tego co zamierzał powiedzieć.
— Pan staje się poetą! Jedźmy, czas już! — rzekła powstając.
— Nieodwołalnie?
— Nieodwołalnie!
Nie ruszał się i, leżąc na ziemi, patrzał zdołu na jej twarz zlekka przybladłą, na suknię opadającą zgrabnie wzdłuż kształtnej, młodej postaci. Zapomniał o filozofii. Wyrazy proste, palące, lękliwe a słodkie zamierały mu na ustach.
— Zostań! — szepnął wreszcie tak cicho, że ciszej chyba szeleści trawka trącona powiewem budzącego się dnia.
Po łunie nagłej, jaka przeszła pod zbielałą skórą jej twarzy, po drganiu ust poznał, że usłyszała i zrozumiała go. Szybko popełznął ku jej stopom.
— Nie, nie! — szeptała, cofając się i blednąc coraz bardziej.
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/29
Ta strona została przepisana.