Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/325

Ta strona została przepisana.

stego miecza, rzuciło słup swych promieni na drogę między brunatnozielone pobocza puszczy. Szara, więzienna postać starego włóczęgi na koślawych, pałąkowatych nogach oraz młoda, smukła figura Wiktora w stroju leśnego fauna utonęły w rozedrganem świetle i cieple...


V.

Droga wiodła ich na poręby, na karczunki, gdzie miejscami na świeżych pleszach drżały w wietrze nieliczne oszczędzone sosny mateczne, — żałobne wytycznie popełnionego mordu. Długie cielska ociosanych kłód morążyły się wśród wrzosów. Na ugniecionych mchach bielały kałuże smolnych wiórów. Młody jagodnik strzelał nieśmiało nad mietliskami rdzawych porzuconych gałęzi.
Włóczęga przysiadł na pniaku gęsto ołzawionym brunatną żywicą.
— Psia kość! To ci narobili! Anibym poznał! — zauważył żałośnie. Spojrzał ku lasowi, który jakby cofał się w popłochu. Posłuchał w stronę, gdzie miarowo, ale zajadle stukały liczne siekiery. Wciągnął w nozdrza zapach drzewnego octu, dziegciu i zgorzelizny, lecący z polesia.