czary z ludowych bajek. Wyciągnął się na ziemi, gdyż siedzieć nie było na czem, a stać niepodobna. Starcy, przykucnąwszy u wejścia, rozmawiali nawpół zrozumiałą gwarą więzienną.
Domyślił się z pochwyconych wyrazów, że włóczęga wypytuje się o wieś, wywiaduje o jałmużnę i możliwość wszelkiej pożywy. Wśród klątw, wykrzykników, przekręconych rosyjskich wyrazów przewijały się znane mu z etapów »jasaszne majaki«: »sary«, (pieniądze), »czistiak« (chleb), »strzelać« (żebrać), »tyryć« (ukraść)...
— Śpiesz się... Aby przed nocą!...
Włóczęga porwał się do wyjścia.
— Hte! A ja? — zawołał Wiktor.
— Ty?... Ty zostań! Psy tylko swym widokiem nastraszysz, dzieci z całej wioski ściągniesz... Jak ubranie zdobędziemy, jak się »litościwą« śpiewać nauczysz... — Wtedy co innego... — zobaczymy!
— Co dwóch, to nie jeden... Słusznie... Zawsze więcej dadzą... To prawda... Ale teraz pożytku nie przysporzysz, jak kozioł mleka — wtrącił stróż.
— Wrócę niedługo, może ci jakie portczyny dziś jeszcze przyniosę. Zostań!... Chyba, że chcesz swoją goliznę kobietom pokazać... hę? — dodał drwiąco włóczęga.
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/328
Ta strona została przepisana.