— Cichaj, cichaj! Ty nie umiesz, ja ci zaśpiewam »Kainową« — przerwał mu Wasylicz i, zasłoniwszy oczy ręką, kołysząc się z boku na bok, zawył żałośnie:
To nie trawka się kołysze pośrodku pola,
To kołysze się moja niedola,
Moja bezdomna głowa zuchwała!...
W bory się rzucił mołojec żwawy,
A już po borach stały zastawy,
I już straż mocna czujnie czuwała...
Pyta o paszport, o drukowany,
Z tłoczoną w laku krwawą pieczęcią,
Na białe ręce kładzie kajdany,
Zawiera wrota krzepką wrzeciędzą...
............
— Na, bracie!... Siulim! — częstował go stróż, który wszedł nagle w rolę gospodarza, raz wraz nalewał drżącą ręką filiżankę, sam pił i śpiewakowi podawał.
— Haim, bracie! A teraz razem! O carze, o Iwanie...
Podparli policzki dłońmi i, pochyliwszy głowy na bok, zawodzili cieniutko:
»Bili zucha, bili na pręgierzu,
Na perłowym bili go rozstaju,
W noworoczne bili go mroziska
Żelaznymi bili go prętami...
Stoi siłacz, ani się poruszy,