Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/351

Ta strona została przepisana.

Gdy wszakże na mokradłach Natalka wchodziła w wodę zgrabiać siano i podkasywała spódnicę tak, że widać było białe nogi powyżej kolan, odwracał pośpiesznie głowę. Stepanych wtedy uśmiechał się nieznacznie a chytrze. W swej obecności pozwoliłby dziewczynie i na bardziej ryzykowne doświadczenia. Udał mu się chłopak, polubił cichego przybłędę... Do roboty ochotny, nie sromnik, nie pustogłów, czytać i pisać umie... aż straszno, że taki odpowiedni... czy aby na długo?...
— Im włóczęga lepszy, tem mniej mu wierz! Boję ja się tego chłopca. On zupełnie inny, niż wszyscy... — zwierzał się żonie. — Widziałaś, jak oczami łypnął, gdy Natalka do wody wlazła? Aż zbladł...
— Aż zbladł, powiadasz!... A to ci dopiero! — pytała gospodyni, sama blednąc zlekka. — Trzeba będzie jednak mieć na nich oko... Już ja im nie popuszczę, już ja ich wyświecę... Dobry robotnik, szkodaby go stracić... A trzeba będzie!
— Po co »trzeba«? Ty tylko pilnuj należycie! Każ dziewczynie spać od ściany, za dzieciakami...
— Każę, każę! a jakże! To prawda! — podchwyciła gorąco gospodyni.