jest człowiek... Niektóry jak dyabeł, a niektóry jak spojrzy, niby do duszy anioł wejdzie! — wzdychała gospodyni.
Natalka opuściła szycie na kolana i, patrząc w płonące łuczywo, zamyśliła się.
— Szyj, dziewczyno... Czego gały wytrzeszczasz... Żniwa nadchodzą, obedrzemy się, jak cygany... Ja bo muszę jeszcze koszulę dla was obmyślić, żebyście od nas nie odeszli, jak poganin grzeszny — dodała ze znaczącym uśmiechem.
— A jak to było w tym stepie?
Opowiadał im przygodę z buryatami. Słuchały, zwiesiwszy ręce, nie spuszczając zeń rozgorzałych oczu. Kieszka i Wierka do kolan mu przypadły, aby nie stracić żadnego poruszenia jego ust. Cicho zgrzytał pilnik w ręku Wiktora o brzeszczoty nacinanych sierpów, ciągłe opowiadanie szemrało w szumie pluchoty, jak strumyk.
— O la Boga! — wzdychały kobiety.
— Wola jego przenajświętsza, żeś żywy został... Prawdziwe twory nieludzkie! Mordować przechodniów... Słychana rzecz! Niejeden do miejsc świętych może dąży...
— Albo tego, matko, i sybiracy nie zrobią!...
— O co to, to nie!
— A Małych?... — wtrąciła nieśmiało Natalka.
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/353
Ta strona została przepisana.