Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/357

Ta strona została przepisana.

rażeniem baba, zwijając w kłębek grube nogi i ciało.


VII.

— Puśćcie mię, gospodarzu... Muszę iść!
— Przed żniwami? Zwaryowałeś chłopie, czy co? Jeszcześ portek, któreś zdarł, nie odrobił...
— Wstydzilibyście się, gospodarzu, taki szmat łąki wykosiłem z wami!
— Czego się mam wstydzić?... Niech się wstydzi, kto po świecie chodzi i cudzego pożąda, a ja swego pilnuję. Nie więcej jak sześć tygodni robisz — policz, ileś zarobił? Nawet na pokrycie nagości nie stanie... Półtora rubla! A swoją robotą mi oczy nie kol, boś się od miesiąca godził, a nie z morgi... Umowa grunt!... A i to pomyśl, na Boga, skąd ja na twe miejsce teraz robotnika znajdę... hę!? Trzeba też mieć sumienie i gospodarza interes rozważyć... Po żniwach, co innego... Inna rozmowa... Policzymy się... Co komu kto winien, to mu odda, i pójdziesz sobie... Przeszkadzać nie będę, wędruj, skoro, ci znów rządowa łoza pachnie!...
Wiktor zrozumiał, że nic nie wskóra, i nie nastawał.