Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/365

Ta strona została przepisana.

możliwie dużo objektywnych przejawów waszego subjektywnego uświadomienia... Każdy po sztuce... Widzicie, w jakich paraduje proletaryackich cnotach?... A ja: omnia mea mecum porto!...
— Weźcie tymczasem mój pled — mówiła niewiasta, zarzucając na Wiktora chustę.
— Nie bierzcie, gdyż jest to zarazem jedyna kołdra tej oto niemszewiczki... Przykryjecie się moim eserowskim kożuchem!...
Odurzony Wiktor dziękował, brał, zwracał, uśmiechał się. Ale uśmiechy, słowa i czyny jego sprawiały wrażenie męczącej larwy, ruchliwej, powierzchownej skorupy, pod którą znagła stężały w twardą bryłę bezdenna boleść i smutek.


VIII.

— Hej! Gołąbeczku chyżoskrzydły! Nieś! Wal! Rwii-i-ij!... Huuu-u-u... hee-e! — wykrzykiwał od czasu do czasu woźnica. Śmigał krótką nahajką, pochylał nizko dziko wykrzywioną twarz i ręce z podebranemi lejcami wyciągał daleko nad zadami koni. Te przysiadały jak płomień, uderzony wichrem, następnie podchwytywały i, grając kopytami po ubitym szlaku, leciały w zapamiętaniu, ile stało tchu.