Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/367

Ta strona została przepisana.

nąć, to tu będzie bliżej kupieckim traktem na Telecką stacyę... I po co pocztą? my za tańsze pieniądze niegorzej was powieziemy... od przyjaciela do przyjaciela!
— Wal kupieckim traktem!
Mieli pasporty, rewolwery, przyzwoite ubranie i po kilkadziesiąt rubli w kieszeni.
— Bodaj to organizacya! Z piasku bicz kręci!
Wyboistym »kupieckim« pojechali o wiele wolniej. I wioski tu były rzadsze i mniej przejezdnych. Wyrąb drogi, niby wązka rysa, roztrącał czarne połacie puszcz. Czasem wśród nich rozwierał się widok na słoneczny łęg, niby uśmiech pełen kwiecia i zielonej jasności.
Eser zeskakiwał wtedy z tarantasu i biegł w zapamiętaniu w sam gąszcz wysokiej trawy, gdzie, niby niezliczone płomienie, czerwieniły się kielichy »sorany«; gdzie fioletowe irysy sybirskie siały swój zapach cudowny; gdzie pałał przejmujący »żarkoj« — kwiat miłości do granatu podobny; gdzie szlaki gwiaździstych rumianków wyszywały swe złociste wzory; gdzie chmurki liliowych dzwonków i błękitna mgła niezabutek naśladowały niebios odbicie...
Po długich wołaniach wracał dopiero młodzieniec, obładowany kwieciem, nurzając w ich