i, zanim napili się herbaty, już zaprzężony tarantas stał przed ganeczkiem.
Noc cudna, przejrzysta i świeża, gwiaździstym, połyskliwym puklerzem ocieniała ziemię. Tylko w Syberyi i na wysokich górach gwiazdy jarzą się tak jasno, roszczepiają swawolnie na pęki promieni, migocą, mienią się jak drogie kamienie niezrównanego dyademu. Wysoko, ale poniżej gwiazd, dwa widma białych obłoczków płynęły wolniuchno w niewiadomą dal:
Eser, półleżąc w wózku obok Wiktora, zaśpiewał nagle pełnym głosem:
Chmurki niebieskie
Tułaczki wieczne...
Woźnica obejrzał się i gniewnie zaciął konie.
— Dalibyście, panie, ze śpiewaniem spokój... Ech!
— A co?
— Nie miejsce, nie miejsce! — mruczał i konie niecierpliwie popędzał.
— Boicie się? — roześmiał się młodzieniec.
Usiadł i patrzał rozmarzonemi oczami na ciemne, ciche, pierzaje borów, w których turkot wozu i stuk kopyt końskich ginął bez