Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/396

Ta strona została przepisana.

obecnie z ogórków i kapusty ogrody »starowierów«... Oto cmentarz, gdzie łapał motyle, owady, i skąd raz przyniósł nawet do domu »prawdziwego węża«... Oto pierwsze domy miasta... Jakże są brudne, odrapane, ubogie... Oto słynna aleja, wiodąca od dworca do miasta ze swemi odwiecznymi białodrzewami... Reszla drogi królewskiej... Oto czarna renesansowa wieża fary... Znajome sklepy, domy, bramy... Czerniawa ludzi, snujących się po chodnikach... Wielu z nich zna go pewnie, z wieloma biegał nieraz po tych kątach w dniach dzieciństwa i wczesnej młodości, zanim nie utonął w wirze społecznym... Poniósł go daleko prąd walki, a wyrok losu oderwał od rodzimych piersi...


XII.

Stanął w hotelu nowym, gdyż w starym bał się, że natrafi na kogo ze znajomych. Może zarządzający, może szwajcar ten sam, co przed laty?... Może poznałby go który ze służących?... Na prowincyi ludzie przyrastają do miejsc!...
Nowy hotel był pół-niemieckiego, pół-żydowskiego pochodzenia. Cuchnął jeszcze wapnem i wilgocią, a jednocześnie już przyswoił sobie przykry zapach niedomytych tale-