nie tęsknił do gorsetu, jak się to zdarzało w początkach... Gorąco zmusiło ją zrzucić wszystkie niepotrzebne dodatki... Pracowała jak chłopka w koszuli jeno i spódnicy. Członki jej nabrały nowego wdzięku w swobodnych, wężowych ruchach. — Nie chciała tylko zrzucić kapelusza i rękawiczek.
— Dlaczego mam koniecznie opalić się na węgiel?:.. Dlaczego mają mi ręce zgrubieć i poczernieć?...
— Gorąco!...
— To rzecz przyzwyczajenia. Nie zrzucamy przecież całkowicie ubrania dla tych powodów.
Zachowała prócz tego ruchy wytworne i wstydliwe, które zawsze podziwiał, gdy zlana potem, zmęczona, z rozwianymi włosami, grabiła siano w białym żarze południowego słońca, niegorzej od wiejskiej dziewczyny.
— Schłopiejesz niedługo i... pozbędziesz się zupełnie »weltschmercu«!... Zobaczysz!... — straszył ją z kruszyną ironii w głosie.
— Już go nie mam... Już nic nie myślę!
— Jaka szkoda, że łąka nasza i lato nie przeciąga się w nieskończoność!
— Acha, pan zaczyna myśleć!... Surowo wzbronione!... Bez żadnych: no! Pruskie »Verboten!«...
— Słusznie. Proszę na mnie spojrzeć i uśmiechnąć się!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/40
Ta strona została przepisana.