Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/402

Ta strona została przepisana.

Ostrożnym rzutem oka Szumski wykrył tam spodnie z czerwonymi lampasami...
— Nie moja rzecz! nie moja rzecz! — zagrzmiał głuchy bas.
Rewirowy wrócił zmieszany.
— Gdzie się pan zatrzymał? Tu niema wcale meldunku! — pytał zgryźliwie.
— Owszem, jest...
— Niema... gdzie?
Przerzucał kartki, szukając pieczęci.
— Proszę pozwolić!...
Szumski wziął pasport i pokazał pieczęć hotelu na pierwszej okładce...
— To nie na miejscu!
Szumski wzruszył ramionami. Rewirowy żarł go, świdrował oczami. Wreszcie twarz policyanta zmiękła.
— Więc w Nowym Hotelu? Dobrze, zajdę tam. Idź sobie pan a nie szwędaj się... Perłow tu za rogiem.
Szumski schował paszport do bocznej kieszeni i odszedł szpalerem, jaki tworzyli policyanci i dragoni.
Gdy mijał zdziwionego dorożkarza, żydek zdjął czapkę i szepnął:
— Panie, mnie się jeszcze pięć kopiejek należy!
— Jakie pięć kopiejek?
— Prowaliwaj! — grubijańsko wrzasnął