Nazajutrz raniuchno, gdy Zofia jeszcze spała, Stefan rzucił niepostrzeżenie do wody już oskubanego i oprawionego łabędzia.
Nie wspominali o zajściu.
Lecz został między nimi leciuchny obłoczek, jakby blady cień okrwawionego ptaka.
Stefan z przykrością czuł na sobie badawczy i wystraszony, jak mu się wydawało, wzrok Zofii, ilekroć w zapomnieniu pobiegł spojrzeniem za parą kaczek lub kluczem gęsi, przelatujących wysoko pod niebem wieczornem. Zofia z żalem zauważyła pewną oględność w mowie i ruchach Stefana. Świat wrażeń, myśli i uczuć, którym wspólne władanie napełniało ich pierwotnie taką rozkoszą, miał już zaklęte tabu. Milczenie, w które zapadali chwilami i dawniej, nie dyszało już obecnie pełnią wezbranego serca, nie byli już pewni, że ono jest jak dawniej skupienem rozważaniem