przeżytych wzruszeń. Kobieta z niepokojem dostrzegała nieznane jej dotąd rysy w młodym mężczyźnie. Mężczyzna, tonąc w objęciach kochanki, boleśnie wyczuwał najlżejszy odruch oporu.
— Ty już mnie tak nie kochasz!... Ty wstręt do mnie czujesz!... Przyznaj się!... — szepnął raz prawie z rozpaczą, podejmując głowę ze wzburzonego łona Zofii.
— Skądże takie myśli?... Ależ kocham cię, kocham jak zawsze i jak wiecznie kochać będę!
Rozśmiała się i zapuściła palce w bujne jego kędziory.
— Nie obiecuj!... Nie my rządzimy naszymi zmysłami, sami jesteśmy w ich władzy. Może masz mnie już dosyć?! Słyszałem, że zakochane kobiety ogarnia niekiedy nagłe i niepokonane uczucie miłosnej odrazy... I nic już nie jest wstanie wrócić im raz spłoszonego uczucia. Czuję, że ciało twoje nie otwiera się dla mnie tak jak dawniej... Ach wydawałaś mi się naówczas kielichem powoju dotkniętym o świcie przez światło słońca... tak szczerze i bezwzględnie oddawałaś mi się...
Słuchała go uważnie, bez uśmiechu, zapatrzona w siebie.
— Nie! — odrzekła spokojnie. — Odrazy nie czuję... Jestem zapewne... poprostu zmę-
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/50
Ta strona została przepisana.