Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/68

Ta strona została przepisana.

— Właśnie, właśnie!... Doskonałe... Tymczasem zagotuje się imbryk...
Kręciła się po pokoju i nuciła z cicha, rada z chwili zupełnej samotności, w której nie odczuwała jednak grozy pustkowia. Zmieniła bieliznę, wdziała suchą suknię a wraz z tem jakby wróciły jej dawne nałogi dobrze wychowanej panny. Gorący rumieniec zaróżowił jej twarz, gdy wspomniała nagle, że widział ją całkowicie nagą ten tak niedawno obcy mężczyzna... Purpurowa chmura miłosnych wspomnień ognistą strugą przepłynęła jej przez myśli i ciało. Usiadła, wsparła czoło na ręku i w głębokiej zadumie patrzała na ogień... W tej zadumie nie było wszakże jego...
— Czyżbym go nie kochała? — pomyślała i zimny chłód trwogi przeszył jej serce...
— Lecz nie!... Ona go kocha!...
Skoro usłyszała jego kroki, cicha, błoga słodycz znowu ogarnęła ją, ciepło rozkoszne obmyło znagła jej członki niby oświeżająca a pieszczotliwa kąpiel wody krynicznej, wygrzanej na słonecznej mieliźnie.
— Jaki on był biedny, zawstydzony wtedy, kiedym go odtrąciła!
Wszedł Stefan z całą paczką gazet, miesięczników i listów.
Chciwie darła koperty i pożerała gorączkowo