— Cóż, że zatknę, kiedy ona obok wykopie... Nie warto!...
— I tę obok też powinieneś był zatkać. I nawet gdyby trzecią wykopała, i tę trzecią... Co drugi dzień miałeś zboża obchodzić...
Jakut kręcił głową...
— I bohater prędzej się znuży niż ona... Zresztą nie było takiej umowy, żeby po trzy razy tę samą dziurę zatykać...
Stefan gniewnie machnął ręką.
— Chodź teraz, pomóż mi...
— Kiedy deszcz!
— Cóż z tego?... Przecie ja pójdę...
— Pójdziesz na swoje, ale na cudzem, to niema takiego prawa, żeby w deszcz pracować!
Z trudnością udało się Stefanowi go skłonić, żeby udał się z nim za osobny naddatek.
Do późnej nocy na wietrze i deszczu pracował z jakutem. Trzeba było nietylko zniszczyć nory na brzegu pól, zagwoździć je chróstem i kołkami, ale przejrzeć niwy w środku, czy tam nie założyły sobie zwierzątka w ukryciu zapasowych śpichlerzy. Po kilkugodzinnej włóczędze po pas wśród mokrych zbóż, wrócił Stefan do izby taki zmęczony, że zamierzonej wycieczki do Zofii musiał zaniechać.
Nazajutrz powtórzyło się to samo. Od świtu, już bez jakuta, obchodził pola, choć zimne
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/75
Ta strona została przepisana.