Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— Nie chcę! Nie chcę! Słyszysz... nigdy.. Jeszcze istotnie gdzie wpadniesz... lub spotkasz złych ludzi. Jeżeli nie przychodzę, to znaczy, że nie mogę. Miałem dużo roboty... Wyobraź sobie, że Boksan wcale susłów nie tępił...
Opowiadał jej o swoich kłopotach, podczas gdy imbryk kipiał wesoło na węglach i rumiany podpłomyk, piekący się nad żarem, rozsiewał w około nęcący zapach. Znów jak dawniej wesoło gwarzyli i przerywając sobie, przekomarzając się, wspominając zabawne wydarzenia z przeszłości i... całowali się, całowali bez końca... Całowali się ustami, całowali spojrzeniami, sięgającemi głęboko w źrenice gorejących oczu, pieścili się słowami, pieścili melodyą głosu, pieścili dotknięciami rąk, lekkiemi jak potrącenia gałązek owianych jednym, gorącym burzliwym podmuchem. Wreszcie ogień dogorzał i purpurowa jego łuna wsiąkła w gęsty zmrok jurty. Cichość przerywana monotonnym siepotem deszczu i westchnieniami wichru wdarła się do wnętrza ich domku.