dzin będzie można żąć, ale wyczekiwać tego czasu należy bezustanku... Nie będę więc przychodził... A będę miał dużo wolnego czasu... — tłumaczył jej zmieszany i niepewny.
Rozumie się, że Zofia zgodziła się natychmiast i zabrała z sobą rzeczy niezbędne dla dłuższego pobytu. Mieszkania jednak nie zwinęła.
Kiedy ustawał deszcz, kiedy wiatr otrząsał i osuszał cokolwiek zboża, lub kiedy słońce wyglądało na chwilkę z za chmur, ich sierpy dzwoniły na niwach, ich twarze zgodnie chyliły się ku ziemi i ręce tuż obok siebie zbierały w garść poplątaną wilgotną słomę. Znowu Stefan odgrywał przyjemną dlań rolę nauczyciela Zofii.
— Zbiórka sierpem jest najdroższą ale najkorzystniejszą... Nic jej nie zastąpi... Przy koszeniu lub zbiórce maszynowej osypywanie się ziarna dosięga dwudziestu — trzydziestu procentów...
— Żałuję bardzo, gdyż inaczej... kupilibyśmy żniwiarkę — Czy nieprawda? — śmiała się Zofia.
— Gdyby nie było tak splątane wichurą, kosiłbym... Nie mogę patrzeć bez wyrzutu na twe ręce spękane, zjedzone jakby ługiem wilgocią słomy...
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/91
Ta strona została przepisana.