Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/99

Ta strona została przepisana.

być ofiarą na ołtarzu słońca!... — broniła się żartobliwie; wreszcie ucichła i poddała się mu.
Miała wielką ochotę chwilę jeszcze pospać, poleżeć, lecz Stefan już się ubrał i krzątał się koło komina... Więc wstała... Ciemne plamy zamigotały jej przed oczami, z rozdrażnieniem odepchnęła poduszkę.
— Jakże się spało? — zadał zwykłe krotochwilne pytanie.
Zwlekała z odpowiedzią i dopiero, gdy spostrzegła nabiegające na jego twarz zasępienie, rzekła:
— Spało się dobrze... Jestem jednak jakoś dziwnie osłabiona... Nie będziesz miał dziś ze mnie w polu pociechy...
Dostrzegł, iż ręce jej drżały, wciągając pończochy i zdjęty wyrzutem i litością pochylił się i przylgnął ustami do bladych jej kolan.
— Nie chodź... Wcale nie chodź!... Sam dam sobie radę!..
— O nie! na to się nie zgodzę...
— Dlaczego!...
— Bo nie!...
Uniósł brwi do góry i spojrzał na nią pytająco.
— Ach jakiś ty... niedomyślny... Dlatego, że poto przecież tu jestem, żeby... być z tobą, żeby... ci pomagać... że w ten sposób spychasz mię... Zrozum, że gdybym była istotnie... niezdrowa