spodarzami. Ani jednej ludzkiej postaci nie dostrzegłem wśród smutnych pagórków. W jednem tylko miejscu ukazała się idąca z miasta procesya biało ubranych ludzi, niosących nieboszczyka.
Chińskie miasta, otoczone zębatym murem z rogatemi basztami i wysokiemi bramami, zwykle zdaleka już widać na widnokręgu, niby mglisty rysunek na starej zmierzchłej porcelanie. Ale Cycykar od strony kolei zakryty jest drzewami i wzgórkami. Niepostrzeżenie znaleźliśmy się przed pierwszą bramą miasta u świątyni Spotkania. Jest to piękna świątynia poważnego bóstwa Caj-szou z długimi wąsami i zwie się Caj-imm-mjao. Po lewej ręce ma on w osobnym ołtarzu „żonę“, piękną chińską panią, po prawej jakiegoś sędziwego pana z siwą brodą... Nie jest to świątynia buddyjska, ale jaka? — nie mogłem się dowiedzieć. Widziałem następnie w Cycykarze kilka świątyń, poświęconych temu bóstwu: były zupełnie do siebie podobne. Świątynia u Wrót Północnych różniła się od nich jedynie obfitością ślicznych drzew na dziedzińcu i za tylną ścianą.
Przed świątynią, bokiem do wjazdu, stały kamienne pomniki; jeden w kształcie bramy o trzech odrzwiach „Phaj-lo“, postawiony cnotliwej wdowie, drugi w kształcie niszy z wysokim kamieniem, pokrytym napisami w głębi: „Phei-i“, pom-
Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.