czaje stały się zupełnie chińskiemi. Chińska myśl i chińska mimika urobiła nawet twarze ich na chińską modłę; krzyżowanie w małżeństwach do reszty zaciera różnice.
Tu, w Cycykarze, wyrabiają się i stąd rozchodzą się po stepach te wszystkie przedmioty potrzeby, zbytku i czci religijnej, jakich nie mogłem nabyć ani u koczowników, ani w Chajlarze. Tu kazano mi ich szukać, i tu je znalazłem. Nie znalazłem tylko szamańskich ongonów, kawałków płótna ze srebrnym księżycem i złotem słońcem, naszytemi po rogach, z trzema figurkami złotemi i dwiema srebrnemi pośrodku, z kawałkami futra nad niemi i rysunkiem lisa u dołu. Skłamał więc koczownik Daur, u którego znalazłem ich aż 12 w ołtarzu domowej kapliczki (stała poza ogrodzeniem domu na rogu i była zupełnie podobna do buddyjskich, nawet obrazki buddyjskie wisiały na ścianach, chociaż właściciel jej był szamanistą).
Jeden jedyny malarz obrazów świętych, którego w Cycykarze odszukałem, był buddystą i malował na zawołanie z pamięci wszystkich buddyjskich i nawet nie buddyjskich świętych: należało mu tylko wymienić nazwę; ale ongonów malować nie umiał Miał pewne artystyczne zacięcie, i kupiłem od niego ładny szkic bohatera, wielkości prawie
Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.