Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

naturalnej, który wisiał w pracowni na ścianie. Oddał go za rubla.
Ruch na ulicach Cycykaru ogromny. Szczególnie zrana, kiedy napływają wieśniacy z okolicy, przytłoczyć się niepodobna przez błękitno ubraną ciżbę pieszych z nosidłami na plecach, oraz woźniców, prowadzących bawoły na kółkach w nosie lub muły na lejcach. Gwar, krzyk, wymyślanie, gdyż prostak chiński nie może żadnej sprawy ulicznej załatwić bez przekleństw. Przekleństwa chińskie zdrożnością i wymysłem nie ustępują europejskim. Rozbrzmiewają nawoływania przekupniów, dzwonią dzwoneczki balwierzy, stukają młotki trawiarzy, mędlujących pod ścianami słynną trawę „uła“, która „chroni nogi od ran w najdalszej drodze“. Istotnie: wyborna trawa do opakunków. Wieśniacy mandżurscy owijają nią nogi, a na wierzch nadziewają skórzane ciżmy „uła“, obuwie nieznane w Chinach. Nad tłumem powiewają w powietrzu i iskrzą się w słońcu barwne, często złocone znaki handlowe. Odrzwia sklepów i gzymsy nad nimi również malowane jaskrawo: czerwono, niebiesko, zielono, co na szarych ścianach, pod czarnymi i szarymi dachami wcale ładnie wygląda.
Na straganach po obu stronach ulicy wystawione najrozmaitsze towary, poczynając od włoszczyzny i jarzyn a kończąc na mięsie. Wszystko