pejczycy. Na każdym działku wieśniaczym jest taki maluchny zakątek umarłych. Rozumiem Chińczyków; przyjemnie myśleć o tem, że się będzie spoczywało po ciężko przepracowanem życiu wśród ukochanych pól, w pobliżu ukochanych istot.
Ciche wzgórki nieboszczyków nabierają szczególnego wdzięku wśród tych niw uprawionych z tak skrzętną zabiegliwością, wśród tych wychuchanych ogrodów, gdzie cal ziemi nie przepada... Mówią one o jakichś wyższych potrzebach, silniejszych nad biedę i wyrachowanie... Nie należy sądzić Chińczyków z ich miejskich obyczajów i osobników. Miasto chińskie, nawet najstarsze i najbogatsze, ma zawsze według zdania Chińczyków charakter targowiska, zajazdu, jarmarku, chwilowego pobytu człowieka. Jedynie na wsi człowiek pracuje dla przyszłości, pewien, że żaden wysiłek jego nie pójdzie na marne. I pojęcie to odbija się w najmniejszym szczególe wiejskiego i miejskiego życia... Weźmy najzwyklejsze przydrożne drzewo. I w mieście Chińczyk drzewa nie zrąbie, gdyż uważa to za przestępstwo hańbiące człowieka, lecz nie widać na tych drzewach tej pieczołowitości, co na drzewach wiejskich, zawsze w porę podciętych, oczyszczonych i leczonych, gdy są uszkodzone.
To samo przebija się w innych rzeczach, w ładzie i porządku, jakie widzimy w wioskach, szcze-
Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.