Za to pomógł mi Ciuj wystarać się o obrazy „Pięciu braci lisów“; były to bardzo poważne osoby z chińskiemi twarzami i w chińskich strojach; z „Lisa“ nie zostało śladu. Choć nie: został drobny ślad; szperając po kątach i zaułkach świątyni, znowu znalazłem z boku w ścianie podobiznę nor lisich, pełnych ofiarnego popiołu.
Podobno w świątyni, leżącej w pobliżu Portu-Artura w Ciń-szou-tin zachowują jako relikwię czerep zwierzęcia. Są to ciekawe zabytki kultu, niegdyś szeroko rozpowszechnionego w tym kącie Wschodu.
Jest on w Korei, jest w Japonii, gdzie w każdej prawie szintoiskiej świątyni można znaleźć kapliczkę „Cie-nia“ „Szoriczi-inali (dziń-sia)“[1] z dwoma co najmniej posążkami lisa (ki-cu-ne). Czasami jest ich tam bardzo dużo na małym drewnianym ołtarzyku w szafeczce, cały tłum listków rozmaitej wielkości z porcelany, bronzu, złoconej gliny i drzewa.
Nazajutrz zwiedziłem pałac cesarski, a raczej jego ruiny. Kryty polewaną żółtą dachówką, suto ozdobiony laką czerwoną, niebieską, zieloną, złocony, rzeźbiony, ze ścianami wyłożonemi śliczną majoliką, musiał on niedyś stanowić piękny
- ↑ Dziń-sia, świątynia.