Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

dzi i mieni się przy zwrotach, jak dwuskrzydły motyl. W słabym jej blasku majaczą splątane, bronzowe członki pracujących wioślarzy, migają rękojeści wioseł, bieleją rąbki rozpiętych nad nimi żagli, czerniejących na mrocznem tle nieba, niby ogromne nietoperze skrzydła, wzniesione i ostre.
Oto jeden z sampanów przybił do naszego parowca. Płachta napiętego żagla obwisła, w dole i w górze zagadali ludzie, zazgrzytały bloki, dźwiękły łańcuchy, zagwizdały sygnałowe świstawki. Wielkie, kwadratowe paki, schwytane szponami lewarów, bujają u boków okrętu w słabem świetle ogni, bijących z szeregu okrągłych kajucianych okien. Po schodkach tymczasem wstępuje na pokład procesya ciemnych postaci. Każda niesie węzełek, parasol i ogromne białe jaje papierowej latarni, rozświetlonej z wewnątrz mdłem światełkiem świecy. Na pokładzie latarnie zostają złożone, gasną wkrótce, a pasażerowie, zrzuciwszy klekocące, drewniane sandały, nikną cicho w jasnych lukach statku.
Jęknął wreszcie dzwon okrętowy, wydzwaniając dziesiątą, zapiszczała rozkazująco na mostku kapitana piszczałka, z pod pokładu na dziobie wyskoczyli majtkowie, zabłysły światła sygnałowych latarni, poderwanych na szczyt masztu z szybkością rakiety. Zasapały głośniej machiny, zawar-