za nią przepaścisty błękit nieba, które tam miesza się z morzem. Powietrze tak czyste, że widać wyraźnie duże szpilki we włosach kobiety. Brzeg morza zabezpieczony tu jest od zalewu fal wysokim wałem kamiennym, którego grzbietem biegnie czyściuchna, równa jak stół, biała droga... Tu i owdzie krzywe, ciemne sosny ocieniają ją szeregiem, czasem mignie wśród drzew zgrabna figurka Japonki pod jasną parasolką, z motylowem „obi“ wpół pasa. Ślicznie to wszystko wygląda na tle dali, prześwietlonem odblaskiem zatoki.
Wśród pól, na wydartem morzu nadbrzeżu, widzę duże, szare płaszczyzny, podzielone na kwadratowe, płytkie baseny: tu odparowują wodę morską dla wydobycia z niej soli. Nietęga sól japońska: gorzka, czarna, i ryba posolona nią niesmaczna.
Na morzu siedzą duże i małe wyspy, często zupełnie podobne do szerokich bukietów zieleni, pływających po lazurze. Koło nich, niby motyle, krążą duże żaglowce...
Wioski, wioski, samotne sadyby, kaplice, rude stożki przeszłorocznej słomy ryżowej, żórawie studni do polewania ogrodów, wieśniacy pod parasolami lub w niemniejszych od parasolów kapeluszach, stukające sandałami i kołyszące się w ruchach dziewczęta,
Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/237
Ta strona została uwierzytelniona.