filgranowe ryksze, toczące się bez hałasu, bawoły objuczone ciężarami, na mijanych stacyach towarowych stosy kul ryżowych, zaszytych w rogoże. Pociąg wdziera się w góry. Ich czerwone fałdy już zakryły wdzięczne miasteczko Mihara. Morze zobaczymy dopiero koło Hiroszima. Pociąg przerzuca się z boku na bok doliny, pnie się po gzymsach skał, nad parowami strumieni, pieniących się w kaskadach, wśród szarych złomów. Słońce chyli się ku zachodowi, znika za szczytami, pozostawiając za sobą złotą, łagodną, jak stara laka, zorzę i różowy odblask na dalekich, czerwonych szczytach. Dołem pokładły się długie, świeże, wilgotne cienie. Nad wieśniaczymi domkami unoszą się dymy błękitne i gdzieniegdzie migają czerwone skry wieczornych ogni. Krótki zmierzch szybko w mrok przechodzi. Nad urwistym szczytem skały błysnął sierp umierającego miesiąca. Już oko nie rozróżnia kędzierzawych bambusów w zacienionych wnękach gór. Noc ciemna zakrywa krainę przed wzrokiem znużonym, lecz wciąż jeszcze chciwym tych ślicznych widoków...
Patrzę w czarny kwadrat otwartego okna, przez które widać właśnie nad zębatemi górami daleką gwiazdę północną, wciągam z rozkoszą chłodne, słonawo-wilgotne, morskie powiewy i rozmyślam o widzianym kraju i ludzie.
Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.