Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

blizkiej, wyższej szkoły, który mię oprowadzał po dziedzińcu pałacowym, trącił mię nagle w ramię i wyciągnął rękę:
— Daj!
I natychmiast wyciągnęło się pokornie jeszcze dłoni kilkoro.
Pierwszy pociąg z Pekinu do Tientsinu wychodzi o 7 rano. Było nieznośnie zimno, gdym wyjeżdżał i wiatr północno-zachodni dmuchał zażarcie.
Pociąg biegł środkiem miasta: teraz dopiero uprzytomniłem sobie ogrom Pekinu. Jak okiem sięgnąć, ciągnął się szeroki, wielki, zębaty mur miejski i ginął we mgłach. Ponad nim strzelały krępe wieżyce bram, ale nic więcej. Nizki rój ulic i domków miejskich z ogrodami i świątyniami krył się bez śladu za potężną, ceglaną ochroną. Z okien pociągu widać było jedynie przedmieścia, podobne zupełnie do śródmieścia, takie same szare, brudne, zakurzone, jeno mniej ludne i bogate. Zaraz za niemi zaczynały się rozlegle cmentarze, podobne do wielkich kretowisk — nagie, smutne, bez drzewka i upiększenia. Osławiona synowska miłość wyrażała się tylko w większych rozmiarach wzniesienia, usypanego na postawionych pośród pola trumnach ojców. Bardzo rzadko dostrzedz można gaik sosnowy na wzgórku z rodzinnymi