w piec kotła, nakrytego zbitą z desek pokrywą i rozlewał żądającym porcye „wody gorącej“.
— Co robisz, człowieku? Przecież to błoto! Pewnie nigdy tego kotła nie myjecie?
Posługacz odwrócił się groźnie i pewnieby mię zwymyślał, ale wstrzymało go... moje przyzwoite ubranie.
— Com ja winien?... Ona sama robi się taka od gotowania!
Stanąłem bezradny wobec takiego fatalizmu i poszedłem kupić wody do bufetu. Za imbryczek wody brano nieraz tyle, co za osłodzoną herbatę, a niekiedy wprost odmawiano.
— Nie jesteśmy obowiązani! — kłamali w oczy.
Trzeba więc było zwracać się do naczelnika stacyi, gdyż pokazany cennik nie robił żadnego wrażenia.
Na jednej ze stacyi oddałem parę kufrów na bagaż i dostałem pokwitowanie, ale obeznany już z obyczajami kolejowymi, poszedłem po pierwszym dzwonku do wagonu bagażowego sprawdzić, czy moje rzeczy tam się znajdują.
Wszedłem bez ceremonii do wnętrza i przekonałem się, że ich tam niema. Bagażowy nic o nich nie wiedział. Biegnę tedy na stacyę i dowiaduję się, że niema ich kto do pociągu zanieść, gdyż tra-
Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.