się jakąś żywą, potężną istotą, która czuje i myśli, jak my i jak my, kocha i cierpi.
Podróżnik, jadący koleją, nie dojrzy tych wszystkich piękności Bajkału: lasy wzdłuż linii wyrąbane, wypalone, przerzedzone, zwierza i ptactwa niema, widać tylko jezioro w jego wiecznej, niepokalanej piękności. I to wszakże wystarcza, aby otrzymać wrażenia niezwykłe, nadprzyrodzone, zwłaszcza gdy z dalekich horyzontów, wywołany szczególną grą światła, wypłynie skalisty Olchon, niby ptak Gandharwu, który skrzydłami sięga wschodu i zachodu. On unosi się nad wodami, oddzielony od nich szlakiem srebrnych mgieł; na wiszarach jego złudnego obrazu, drżącego zlekka, widać wyraźnie każdą rysę, szczelinę, żyłeczkę, krawędź, nawet drzewa i krzewy, chociaż 100 wiorst wodnej równiny oddziela go od widza...
Lecz oto na słońce napłynęła chmurka, lub lekki powiew wiatru zmącił kryształową zasłonę i wyspa znika, jak widziadło.
Nie mogę się oderwać od tych wspomnień ślicznych!
Dalej kolej wije się brzegiem malowniczej Ingody. Za Czytą wybiega na stepy. I tak wciąż zmienia panoramę, jakby nie chcąc ani chwili nudzić podróżnika.
Północno-zachodnie stoki Chinganu są o wiele
Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.