ją się tajemnicze narady. Chińczycy nie śmieją im obecnie przeszkadzać otwarcie, śledzą więc tylko pilnie, a następnie... zjawiają się ni stąd, ni zowąd w okolice chunchuzi, i kilku Mongołów traci życie!
Okolice Chajlaru uchodzą za niebezpieczne; w wycieczkach w stepy towarzyszył mi zawsze liczny konwój, ale wydały mi się te obawy trochę przesadzonemi i jakby umyślnie robionemi dla przybyłego z Europy podróżnika. Widziałem jadących bezpiecznie w stepie kozaków Zabajkalskich, którzy przybyli aż z Curuchtaju; widziałem tabory z towarami bez straży, idące nocą przez pustynie pod opieką kilku ledwie furmanów. Spotkałem nareszcie w chacie Daura jakiegoś Osetyńca, który sam na sam z Chińczykiem wybierał się na długo w stepy, zdaje się... kopać złoto.
Wogóle w Mandżuryi zbyt lubią straszyć i siebie i innych.
Głowy tu wciąż lecą, lecą codzień nieledwie, lecz dla ścinania ich używani są obecnie już chińscy oprawcy. Sądy chińskie nie żartują i nikomu nie uchodzi płazem oglądanie oblicza sędziego.
Dziwna rzecz: gdy zamykam oczy i pragnę w jednym obrazie uogólnić wrażenia mandżurskie, nikną stepy chajlarskie i ciche, srebrne, mie-
Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.