w robocie. Podziwiałem zręczność rzeźniczą koczowników: kropla krwi z owcy nie przepadnie, włosek jeden...
W mgnieniu oka nieledwie zwierzę jest odarte ze skóry, pocięte na ćwierci i już gotuje się w kotle, powieszonym na drążkach lub postawionym na wielkim, żelaznym trójnogu. Ten sam kocieł służy do gotowania herbaty, budy (proso), mleka i, zdaje się, że nigdy nie bywa płókany. Brud Jakutów jest wysokim stopniem czystości w porównaniu z brudem mongolskich koczowników. Przyzwyczajeni do oszczędzania wody, nie myją się i nie kąpią nigdy, nawet na brzegach rzek. Brud łuszczy się nieraz i opada kawałami z twarzy i szyi: wtedy przez te okienka widać śniadą, zdrową, rumianą płeć kobiet mongolskich, wcale nie brzydkich, lecz zwykle szczęśliwie umalowanych przez czas na kolor starego sagana.
Wogóle koczownicy tutejsi, czy to Mongołowie, Daurzy, Soloni lub Buryaci, wyglądają najlepiej na koniu i... zdaleka. Jeżdżą wybornie: pochyleni naprzód, siedząc na samych prawie łopatkach, zdają się wyprzedzać swych rączych wierzchowców, unosić ich i podniecać. Rozwiewająca się długopola odzież, a u kobiet wstęgi barwne przy czapkach, zwiększają ich podobieństwo do latających ptaków lub stada centaurów, gdyż gło-
Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.