prosił ją o to przez Bielskiego... Chyba więc ty jej... każesz!
— A w liście pisałeś w jej imieniu i przed chwilą mówiłeś, że skarżyła się na moje prześladowania...
— Nie, nie!... — szeptał Stiepanow, jeszcze się niżej chyląc nad stołem. — Nie widziałem jej!... Kłamię i... cierpię, cierpię, Beniowski!... Tyś silny, tyś wspaniałomyślny, magnat, jenerał... Wrócisz do kraju w glorji dawnych zwycięstw, nowych triumfów i niesłychanych przygód... Małoż kobiet spotkasz jeszcze, które kochać cię będą?... Co znaczy dla ciebie ta biedna dziewczyna północna... Ustąp mi ją!... Ustąp, bohaterze!
Tarzał się w bólu u nóg jego; Beniowski wstał pobladły i wzruszony.
— Cóż ja uczynić mogę, nieszczęśniku?... Powtarzam ci jak ona postanowi, tak będzie!... Czyż nie próbowałem już wpływać na jej uczucia?...
— Tak, ale to było wtedy... wtedy... miłowała cię! Teraz, kiedy między tobą i nią stoi widmo jej ojca, może prędzej się ku mym prośbom przychyli...
— Zbyt już wiele ode mnie wymagasz!... — obruszył się gniewnie Beniowski.
— Więc powiedz, że choć nie będziesz przeszkadzał, że skoro znajdziemy się u jakiej wyspy na ciepłych wodach, u jakiego koralowego ostrowia, wysadzisz mię z nią razem... skoro
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/111
Ta strona została przepisana.