Choć statek był już naprawiony i stał nieopodal brzegu na kotwicy, Beniowski nie śpieszył się z ładowaniem.
Część załogi wyznaczył do czerpania i nalewania beczek okrętowych słodką wodą, inna czuwała nad sieciami i soliła ryby, większości zaś pozwolił rozejść się po wyspie, po lasach pachnących, po łęgach kwitnących, gdzie mieli szukać korzonków jadalnych oraz ziół leczniczych dla Medera, zbierać jaja ptasie, polować na bobry, na foki, na gęsi dzikie, na co się da. A że załoga składała się z młodzieży, więc rychło okolice rozbrzmiały wesołemi głosami, śpiewkami, zaczęły się gry i zabawy. Wielu poprostu pokładło się bezczynnie na trawach soczystych, na ciepłej, wygrzanej ziemi, ciesząc się jej nieruchomością, wchłaniając złaknionemi płucami czyste powietrze smoliste lasów.
Pogoda sprzyjała; rozsiane po błękitnem niebie chmury nie ćmiły prawie słońca.
Ten parudniowy wypoczynek nietylko cho-