z wysp północnych, gdzie nam dał list do Taju Urumsziru...
— Czy nie moglibyście nam owego listu pokazać?... Owszem, ale pod warunkiem, że nas na ową wyspę powiedziecie!
— To trudno, ona stąd daleko!... — odrzekli, zamieniwszy bystre spojrzenie.
Gdy im wręczono list, długo badali go, oglądając uważnie pismo i pieczęcie; wreszcie rzekł czarny odważnie:
— Jesteście więc przyjaciółmi Ochotyna?...
— Tak, i przybyliśmy tutaj, aby dostarczyć wam trochę żelastwa do budowy potrzebnych mu okrętów!...
Twarz czarnego rozbłysła nagłą radością:
— Aha!... Bardzo dobrze!...
— Jesteśmy wprawdzie stronnikami Ochotyna z musu, poddaliśmy się pod jego władzę, gdyż tego zażądali zbuntowani wyspiarze, ale w gruncie rzeczy... — wmieszał się niespodzianie łysy.
— Milcz, Baczkow... Nie o to chodzi!... Panowie są przyjaciółmi Iwana Karłowicza!...
— W takim razie gotowi jesteśmy zrobić, co każą...
— Chcemy, abyście nasz okręt doprowadzili do Urumsziru... Czy tu wszystkie wyspy są zaludnione?...
— Wszystkie, które mają wodę i przystęp...
— Urumsziru dobrą ma przystań... — znowu wtrącił łysy.
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/174
Ta strona została przepisana.