Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/183

Ta strona została przepisana.

ratowaliby się z rozszalałych toni morskich i wylądowali na widniejących przed nami wyspach, wpadliby jeno w straszną, niemniejszą niż na Kamczatce niewolę, gdyż jednym z powodów, dlaczego, mimo ciężkiego stanu naszego statku, nie odważam się tutaj lądować, jest wiadoma mi z książek oraz opowiadań Ochotyna żywa niechęć tutejszych wyspiarzy do wszelkich białych, a w szczególności do kozaków, za których mają wszelkich Rosjan, w tej liczbie i nas!... Sami widzieliście, że nawet ci z waszych rodaków, którzy połączyli się z tubylcami, nie mają zbytniej ochoty przyjść nam z pomocą i mam powody mniemać, że ukrywają przed nami prawdę, gotując może jaką niebezpieczną zasadzkę... Czyż wobec tego mogłem pozwolić wam lądować w nocy na niewiadomy brzeg, gdzie być może czekają na was ukryci i dobrze uzbrojeni wojownicy?... Wiem, że jesteście głodni, wyczerpani bezsennością, znużeni pracą, lecz zawsze to nie śmierć zupełna i haniebna!... Przyjdą lepsze chwile, a wypoczniecie rychło, odnowicie stracone siły... Niech rozpali się dzień, a w razie gdyby Sałazow się nie zjawił, odszukamy gdzie na ustroniu jaką pomniejszą wysepkę, której mieszkańcom w razie czego i siłą będziemy się w stanie oprzeć, i tam pod osłoną naszych armat, ale głównie pod osłoną naszej karności, wylądujemy, wyreparujemy porządnie nasz okręt, poczynimy zapasy wody, ryby oraz innej żywności, aby płynąć dalej ku na-